Najlepszy był zrobiony we wrześniu pasztet sojowo-grzybowy, dość przypadkowy. Nie został jednak opisany bo był naprawde mocno improwizowany... Dziś postanowiłam go powtórzyć. Zapisuję przepis zanim mi umknie.
- Sucha soja i drobna fasolka (w sumie około 1.5 szklanki) moczyły się przez ok. 3 godziny (pierwsze zalanie zimną wodą, drugie wrzątkiem, trzecie wywarem od grzybów). Następnie gotowały się godzinę. Na koniec posoliłam. (Pewnie lepiej by było z samą soją, ale okazało się, że mam tylko resztkę więc dodałam fasolę)
- Grzyby zebrane dziś w dąbrowie (patrz zdjęcie) ugotowałam w niewielkiej ilości porządnie osolonej wody. Było ich całkiem sporo.
- Ugotowałam włoszczyznę (wywar posłuży potem do zupy) i wzięłam z niej 2 marchewki, 2 pietruszki, ćwiartkę selera, jasną część pora, cebulę.
- Usmażyłam na maśle 2 cebule, dodałam do nich łyżeczkę cukru
- Zmieliłam w malakserze pół szklanki płatków owsianych
- To wszystko, razem z resztką wywaru od gotowania fasoli, zmieliłam w malakserze.
- Doprawiłam pieprzem, jałowcem i gałką muszkatołową. I jeszcze łyżeczką soli (do smaku)
- Dodałam parę białek (które zostały od wczorajszego ciasta)
- Dwie "keksówki" natarłam masłem i wysypałam bułka tartą. Włożyłam do nich masę pasztetową.
- Wstawiłam do piecyka na 150 stopni na około godzinę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz