niedziela, 8 kwietnia 2018

Żaby w ogródku.





W naszym niewielkim oczku wodnym przez cały sezon mieszkały żaby, które przywędrowały ( z narażeniem życia) zapewne ze stawów po przeciwnej stronie ulicy.
Nie miały szans na przezimowanie w oczku, bo zamarza ono do dna - ale nie wiedząc o tym w listopadzie gromadziły się u nas ewidentnie z zamiarem zimowania. Zostały więc, podobnie jak karasie, odłowione. Karasie trafiły do lokalnych stawów, a żaby w większości do stawów w Radziejowicach, gdzie akurat jechałam na konferencję. Jednak cztery żaby postanowiłam przezimować w wiaderku z wodą, liśćmi i błotem (liście okazały się pomyłką). Wiaderko zostało do połowy napełnione, pokrywka zaopatrzona w dużo dziur i wiązkę trzciny. Początkowo stało w garażu, a gdy nadeszły mrozy zobaczyłam, że mała żaba pływa brzuchem do góry.... jednak żyła, bo po otwarciu pokrywki popłynęła normalnie. Ale w zasadzie za każdym razem gdy zaglądałam to bałam się zobaczyć zwłoki....
Żaby nie hibernowały twardym snem, bo gdy raz na tydzień zaglądałam to zawsze jakaś pływała (to tez mnie niepokoiło; bo przecież nie miały nic do jedzenia ani żadnego "lądu" do wyjścia).
 Zatem przy pierwszym ociepleniu, w końcu marca, nastąpiło wyniesienie żab: oczko umyłam i napełniłam wodą, zamocowałam pompkę, kupiłam im nawet trochę robaków. Wstawiłam wiadro do oczka i wypłynęły z niego trzy całkiem rześkie żaby: Brunia, Stefa i Waldy. Cóż, nie było czwartej - najmniejszej.
Znów zrobiło się zimno, nie widywałam żabek ani w oczku ani poza. Ale - co za radość - po Wielkanocy, gdy się naprawdę ociepliło (6 kwietnia) 3 okazy dziarsko buszowały po oczku (które zostało znów oczyszczone) , czwarta została znaleziona w kompoście (podejrzenie, że wyskoczyła z wiadra, które tam odstawiłam) . Dołączyła też piąta, ewidentnie spoza naszej gromadki, bo inaczej wybarwiona (choć chyba też jest żabą trawną). Liczymy na własne kijanki!